VI. Odpowiedzialność – nie obowiązek
No właśnie, mówimy, że dzieci od małego powinny mieć jakieś obowiązki – odkładanie talerzy do zmywarki, sprzątanie w swoim pokoju, ścielenie łóżka czy nakrywanie do stołu. Te obowiązki mają być dopasowane do wieku dziecka i rosnąć wraz z jego rozwojem. A może przestańmy mówić o obowiązkach – pomyślmy o odpowiedzialności.
Obowiązek to dla mnie coś zewnętrznego – narzuconego (nawet jeśli to ja sobie ten obowiązek narzucam). Obowiązek to „muszę”. A odpowiedzialność to „decyduję się”.
Powiedzenie dziecku: Chcę, żebyś był/a odpowiedzialny/a za składanie swoich ubrań do szafy (a dziecko to przyjmie) ma trochę inny wymiar niż powiedzenie: Twoim obowiązkiem jest wkładanie swoich ubrań do szafy. Za obowiązkiem idzie nasze sprawdzanie, czy obowiązek jest wypełniany – idzie kontrola. Za odpowiedzialnością może pójść rozmowa, łatwiej o wsparcie (widzę, że jakoś ci nie idzie to segregowanie własnych ubrań), łatwiej też o pomoc. Jesteśmy wtedy dla dziecka kimś w rodzaju mentora, a niekoniecznie ramieniem nadzoru.
Dlaczego o tym piszę? Bo teraz , kiedy możemy wychodzić z domu, ale tylko w maseczkach na twarzy, to zastanawia mnie, czy traktujemy to jako obowiązek, czy jako naszą odpowiedzialność. Łatwo mi rozróżnić na ulicy osoby, dla których to obowiązek – maseczkę mają na brodzie. A ci, którzy czują się odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też i za innych, noszą ją prawidłowo i to nie tylko wtedy, kiedy obok przejeżdża patrol. Nie zdejmują jej wtedy, kiedy nie grozi im kontrola.
Odpowiedzialność wypływa z naszej troski o innych (w tym o siebie). Dlatego wolę jeśli między partnerami jest rozmowa o współdzieleniu odpowiedzialności za życie domowe, a nie o podziale obowiązków.
Monika Rościszewska-Woźniak