III. Kontakt
W ubiegłym tygodniu zupełnie inaczej myślałam o tym tekście. Wyobrażałam sobie, jak napiszę o porozumiewaniu się z dziećmi, o słuchaniu ich uważnym, o tematach, które poruszamy z dziećmi czy dorosłymi.
Teraz po prawie trzech tygodniach samoizolacji z sympatią myślę wyłącznie o kontakcie elektrycznym – przynajmniej nic nie mówi i o nic nie pyta.
Może więc zacznijmy od kontaktu z samym sobą? Zapytajmy siebie co się dzieje? Czego się boimy, na co nie zgadzamy, czego żałujemy, co nas ściska i o czym marzymy. Dajmy sobie czas w kontakcie. Indywidualnym. Ten ktoś, kogo codziennie widzimy w lustrze, potrzebuje uwagi i troski.
Zrozumienia nie dostanie, bo myśli się rwą. Nikt nam nie wytłumaczy, jak długo to będzie trwało i jak będzie wyglądało. Ale troskę i samoakceptację możemy sobie dać. Dla tego, że nie chce nam się być perfekt albo tego, że właśnie jesteśmy perfekt. Jak damy sobie zgodę na to, żeby codziennie być takim jakim akurat dzisiaj jesteśmy, to będzie nam łatwiej popatrzeć na stłoczonych członków naszej rodziny.
Łatwiej będzie nawiązać kontakt, łatwiej docenić każde chwile wspólnych dowcipów, absurdalnych sytuacji, łatwiej będzie porozmawiać i posłuchać.
Docenimy chwile odkryć naszych dzieci, ich zadziwienie zmienionym światem, w którym rodzice są na wyciagnięcie ręki. Może razem z nimi pozastanawiamy się nad prawdziwymi pytaniami, które padają z ich ust: „A w ogóle…. to co to jest sufit?” (Staś w dniu swoich 3 urodzin).
Jeszcze jedno – nie zawsze wszystko trzeba mówić. Czasem nasze myśli i rozwiązania, które były świetne w „tamtym czasie” są nieprzydatne teraz. Tak naprawdę nie jest nam łatwo zebrać myśli, a co dopiero mądrzyć się przy dzieciach. Może lepiej zmilczeć albo powiedzieć zgodnie z prawdą „nie wiem kochanie, teraz nie wiem”.
Monika Rościszewska-Woźniak